Będąc tolerancyjnym konserwatystą a zarazem antyteistą, pragnę złożyć Wam, Chrześcijanie, życzenia wszelkiej pomyślności. Cieszcie się ze Zmartwychwstania swojego Mesjasza tak mocno i autentycznie byśmy my, nie podzielający tej wiary, mogli zakrzyknąć jak w pierwszych wiekach: “Zobaczcie, jak oni się miłują!”. Najlepszego!
Czasem czuję się trochę wynudzony i mnie nosi. Zostawiam na chwilę spacery, filmy o rafach koralowych, książki i znów oddaję się bez reszty starej namiętności. Doświadczam jej inaczej, jestem bardziej świadomy, nie wypalam się przedwcześnie. Lubię pracować powoli, trawię szczegóły, rozważam czego by się tu uczepić. Proces ma wiele sekwencji, nie można się wypalić, odkryć. Trzeba czekać cierpliwie na odpowiedni moment. Jak najedzony wąż przeważnie jestem pasywny, nie zrywam się z ławy obrończej wymachując kodeksem sędziemu przed oczyma jak murzyński raper. Milczę, chłonę wszystkie okoliczności by nasycić przeczucia. Klienci czasem się niepokoją, każę im milczeć.
W internetowym Magazynie Adwokackim MacLawye® planowałem promocję twórczości adwokatów. Ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie abym promował własne fascynacje plastyczne. Dlatego pozwalam sobie zaprezentować kilka dzieł mojej Mamy. Bo od tego się wszystko zaczęło. A był czas, że sam wybierałem się na studia plastyczne. (Na szczęście dla polskiego malarstwa i może mniejsze dla adwokatury, wybrałem jednak prawo).
Adw. Marcin Karol Piechocki. Ze wspomnień adwokata. Biurko i maszyna Dziadka. Moja pierwsza podarta i napisana książka. Kontynuując moją historię będąc zżytym z Dziadkiem prawnikiem często buszowałem po jego bibliotece. Do dzisiaj mam u siebie niemiecką encyklopedię pisaną jeszcze starym niemieckim, która została wydana 5 miesięcy przed wybuchem II wojny światowej – w kwietniu 1939 roku. Niestety trafiła w moje 4 czy 5-letnie ręce, bo zawierała obrazki i ją troszkę podarłem. Dziadkowie ją sklejali…
Dopiero nad ranem przyjechało pogotowie, zabrało żula ale ten nie odzyskał przytomności. Codziennie sprawę monitorowała policja, czekając aż się wybudzi i złoży zeznania. Pomimo rozpytań, prokurator nie znalazł w notatkach policyjnych żadnych konkretów, by to ciągnąć. Świadkowie stracili pamięć. Nieszczęśliwy wypadek – pomyślał doświadczony prokurator. Nie było zresztą ciśnienia: nie było bliskich, zainteresowanych, by popychać sprawę.
Kolęda Franciszka Karpińskiego, jedna z najpiękniejszych polskich kolęd, była śpiewana w stanie wojennym z dwiema przeróbkami. W stanie wojennym w więzieniu w Wiśniczu ś.p. Andrzej Borzęcki napisał zwrotkę, którą śpiewano jako ostatnią. Natomiast nawiązującą do całości tekstu Franciszka Karpińskiego kolędę stanu wojennego napisał w Białołęce ś.p. Maciej Zembaty; wydaje mi się, że w drukowanych w drugim obiegu tekstach, zwrotkę Borzęckiego dodawano na końcu tekstu Zembatego. Dzisiaj inny czas, na stan epidemii nakładają się społeczne protesty; a ja ten tekst przypominam młodzieży ku pamięci.:
Portret z Zakopanego, kilkanaście obrazów starych zdjęć w albumie w pamięci w jaśminach i w sercu codziennie
14 lutego przypada rocznica urodzin Marka Hłaski. Pisarza, którego legenda przyćmiła to co stworzył. “Autorom mniej i bardziej sensownych tekstów o Marku Hłasce nieraz mylił się prawdziwy życiorys z tym, co napisał on w swoim „łże-pamiętniku” – pisze o Hłasce Krzysztof Masłoń > Należę do pokolenia dla którego legendą był nie tyle sam Hłasko, co jego działa. “Ósmy dzień tygodnia” to historia dwojga młodych ludzi, Agnieszki i Piotra, pary kochanków, która w popaździernikowej Polsce rozpaczliwie poszukuje odrobiny prywatności. Ale w szarej i nędznej rzeczywistości odnalezienie jakiejkolwiek nadziei na godne życie jest równie niemożliwe jak zdobycie dla siebie jakiegoś kąta. Z idei tego opowiadania powstał spektakl, od którego wzięła się późniejsza nazwa poznańskiego Teatru Ósmego Dnia. A […]